Resortowe „objaśnienia” dotyczące VAT-u w budownictwie niczego nie wyjaśniają
Doczekaliśmy się wreszcie pierwszych „objaśnień” urzędowych dotyczących podatku od towarów i usług, które nie wiadomo po co wprowadza znowelizowana w tym roku Ordynacja podatkowa. Zamiast choć trochę ograniczać chaos interpretacyjny panujący w tym (i nie tylko w tym) podatku, wbrew programowi wyborczemu PiS resort finansów realizuje kolejne pomysły zagranicznego biznesu doradczego. Przypomnę, że opublikowany w 2015 r. projekt nowej ustawy o VAT przewidywał zatrzymanie działającej na pełnych obrotach maszynki interpretacyjnej dotyczącej tego podatku. Dziś wypluwa ona co rok kilkanaście tysięcy nowych „poglądów”, oczywiście coraz bardziej sprzecznych i jeszcze bardziej pogmatwanych. Dzieje się tak od 2007 r. przy pełnej aprobacie „opiniotwórczych” mediów, które – przypomnę – kiedyś piętnowały resort finansów (jakoby) „zasypujący” urzędy i podatników interpretacjami urzędowymi w latach 1993-1997. Przypomnę, że w tym czasie na temat VAT-u i akcyzy wydano 23 (tak, to nie pomyłka) „listy pasterskie” a dziś dziennie wydaje się, licząc święta oraz soboty i niedziele, ponad 40 interpretacji urzędowych. Tak było za rządów Platformy, więc rozumiem dlaczego stan ten nie budził sprzeciwu „Gazety Wyborczej”. Ale tak samo dzieje się (czyli źle się dzieje) za rządów PiS-u: Panie redaktorze Piotrze Skwirowski – dlaczego Pan milczy? Zło przecież wymaga odważnego i jednoznacznego napiętnowania. Ale to tak na marginesie.
A teraz do rzeczy: wydane przez resort finansów „objaśnienia” dotyczące odwróconego VAT-u w budownictwie do złudzenia przypominają opinie wydane przez międzynarodowy i oczywiście „renomowany” biznes doradczy. Dużo gadania i żadnej treści. Podaje się tam jakieś banalne przykłady, których nikt z przyzwoitości nie pokazałby nawet studentom, bo są zbyt banalne: co najwyżej na kursie „podatki dla początkujących”, dla osób ze średnim wykształceniem. Dokument ten daje dość dobry obraz stanu wiedzy oraz świadomości prawnej jej autorów. Pisząc ten dokument muszą w sobie wyuczyć to, co wie każda księgowa po roku praktyki w ewidencjonowaniu VAT-u. A to przecież nie boli. Gorzej jest ze świadomością prawną. Można wręcz podejrzewać, że autorzy tego dokumentu nie rozumieją przepisów prawa, nie znają rzemiosła interpretacyjnego oraz – co szczególnie dziwne – nie znają objaśnionych przepisów. Przypomnę powszechnie znaną zasadę, że interpretacja przepisów nie polega na jej powiedzeniu swoimi słowami, tylko wyjaśnieniu tego, co jest obiektywnie niejasne. Przepis jednoznaczny nie wymaga interpretacji: wystarczy go przeczytać. Intepretować należy to, co nie wynika wprost z ustawy. Dam przykład: obowiązek podatkowy w budownictwie powstaje w obrocie między podatnikami z chwilą wystawienia faktury albo otrzymania zaliczki – art. 19a ustawy o VAT. Faktury wystawia z zasady usługodawca, który w przypadku podwykonawstwa nie jest „podatnikiem”, bo nie ciąży na nim obowiązek podatkowy. Ten ostatni ciąży na usługobiorcy. Czy więc obowiązek podatkowy usługobiorcy powstaje:
– z dniem wystawienia faktury przez nie podatnika – podwykonawcę?
– z dniem wykonania czynności (otrzymania zaliczki) również przez podwykonawcę?
Te pytania zadaje sobie co dzień kilkadziesiąt tysięcy podmiotów otrzymujących faktury netto od podwykonawców. Co na to objaśnienia? Oczywiście nic. Autorzy nie zauważyli problemu za trudny. Drugi przykład: czy jeżeli podwykonawca wykonuje część usługi wymienionej w załączniku nr 14 do ustawy na rzecz wykonawcy, którego usługa całkowicie mieści się w tym załączniku, to czy wystawia fakturę z VAT-em czy netto? Przecież przepis mówi, że usługi z tego załącznika trzeba wykazywać jako „podwykonawca”, czyli w całości lub w części, w sensie podatkowym ma znaczenie to, co świadczy wykonawca. I co na to „objaśnienia”? Jak zawsze nic.
Listę braków można wydłużyć, tylko po co? Dokument nie jest wart lektury. Ponoć zmieniła się firma doradcza, która obecnie rządzi tym podatkiem: obecne tam przez lata jakieś „anderseny” (?) zastąpił ktoś inny, równie „renomowany” – tak twierdzą urzędnicy, którzy z oczywistych względów chcą zachować anonimowość. Jeżeli to prawda, to dokument ten jest godny tych wzorców. Najlepiej, aby resort finansów milczał i niczego nie próbował „objaśniać”. Podatnicy przyjęli z ulgą informację, że wreszcie pogoniono szefa departamentu zajmującego się tym podatkiem, któremu również zawdzięczamy obecną katastrofę legislacyjną i interpretacyjną. Ponoć to tylko pozory: ów dżentelmen w dalszym ciągu piastuje wysokie stanowisko, a do resortu przyszedł doświadczony ekspert z zagranicznej firmy doradczej, której wszyscy podatnicy zawdzięczają konieczność wydatków na oprogramowanie dotyczące JPK-VAT. To wiele tłumaczy.