Czy dogmatyka Konstytucji jest nadrzędną wykładnią jej przepisów?
Obecny spór o Sąd Najwyższy (podobnie jak poprzedni – o Trybunał Konstytucyjny) postrzegany jest najczęściej jako walkę między rządzącymi i opozycją – czysta polityka: według opozycji większość parlamentarna chce podporządkować sobie ów organ, który ich zdaniem ma być niezawisły od wpływów władzy wykonawczej (zwłaszcza obecnej). Stając w obronie dotychczasowego składu tego sądu, a zwłaszcza jego obecnej Pierwszej Prezes, opozycja występuje ponoć w obronie jego niezawisłości, co jest mało wiarygodne, bo opozycja parlamentarna jest w par excellence w trójpodziale częścią władzy ustawodawczej (zasiada w parlamencie) i – podobnie jak większość parlamentarna – chce tym samym mieć wpływ na personalia władzy sądowniczej. Dla większości obywateli jest to spór o „swoją” obsadę tego Sądu, czyli walką o wpływy i władzę. Jest w pełni zrozumiałe, że każda z formacji politycznych chce mieć wpływ na nominacje w wymiarze sprawiedliwości: nihil novi sub sole. Tak się działo w przeszłości, w Pierwszej i Drugiej Rzeczypospolitej oraz w dużo bardziej podstarzałych („zachodnich”) demokracjach.
Oryginalnym elementem tego sporu jest odwoływanie się do Konstytucji: według opozycji działania większości władzy parlamentarnej naruszają Konstytucję, a obrona personalnego status quo jednocześnie jest walką o przestrzeganie norm konstytucyjnych. Najprościej mówiąc, jej zdaniem przepis o kadencji pierwszego prezesa Sądu Najwyższego ma charakter nadrzędny w stosunku do przepisu o wieku emerytalnym sędziów, którego przekroczenie powoduje przejście sędziego w stan spoczynku, a to z kolei wyklucza pełnienie funkcji w tym sądzie. Prawdą jest, że przepis o długości kadencji jest wprost zamieszczony w treści Konstytucji, a wiek emerytalny już nie, co uzasadnia pogląd o braku możliwości „skrócenia kadencji” poprzez zmiany wieku emerytalnego. Potwierdza to również zasada ogólna o nieusuwalności sędziów, która też zapisana jest wprost w treści Konstytucji. Zarazem określenie wieku emerytalnego następuje i zawsze następowało w zwykłej ustawie, która nie jest z istoty niekonstytucyjną; wręcz odwrotnie – w innych państwach (wszystkich?) wiek emerytalny nie jest bezpośrednio regulowany w konstytucji.
Czy podwyższając lub obniżając wiek emerytalny można naruszyć zasadę wyrażoną wprost w Konstytucji, która dotyczy pełnienia funkcji, a zwłaszcza możliwości ich wykonywania? Można sobie wyobrazić, że zwykłą ustawą podwyższono wiek określający pełnoletność, co osobom niepełnoletnim uniemożliwiałoby np. wykonywanie czynnego prawa wyborczego czy funkcji publicznych uzależnionych od osiągnięcia wieku pełnoletniego. Aby rozwiązać powstałe tu problemy kolizyjne, można by wprowadzić przepisy międzyczasowe dotyczące zwłaszcza osób, które w momencie objęcia funkcji były pełnoletnie, a następnie utraciły ten przymiot prawny.
Jaki jest ogólny wniosek z tych rozwiązań? Tylko jeden: gdy przenosimy spór polityczny na płaszczyznę konstytucyjną, dostrzegamy, że idzie tu wówczas nie o samą konstytucję ani literalne brzmienie poszczególnych jej przepisów, ale o trafność swojej wersji interpretacji przepisów prawa. Są na ten temat sprzeczne poglądy, lepiej lub gorzej uzasadnione treścią przepisów Konstytucji, a ktoś powinien zdecydować, który z tych poglądów ma „obowiązujący charakter”. Tak: poglądów, bo jest to spór między nadrzędnym charakterem dogmatyki konstytucyjnej (nie można interpretować jej przepisów w sposób sprzeczny z literalną treścią jej przepisów) a wykładnię funkcjonalną lub celowościową, która pozwala sformułować normę prawną zgodną z funkcją i celem całości aktu, stojącą jednocześnie częściowo w sprzeczności z literalnym brzmieniem konkretnego przepisu, który należy w tym przypadku intepretować w sposób zawężający, uwzględniając kolizję skutków wnioskowania prawniczego. Nie chcę przypominać, że istotna część doktryny konstytucyjnej, ukształtowana zwłaszcza w orzecznictwie Trybunału Konstytucyjnego, została wywiedziona z przepisów nad wyraz ogólnych, a zwłaszcza z art. 2, którego interpretacja nie ma nic wspólnego z dogmatyką: nakaz, aby nasze państwo było „demokratycznym państwem prawnym” może być interpretowany w różny sposób w zależności od tego, jaką doktrynę owego państwa przyjmie ten, kto wyraża pogląd prawny.
Ci, którzy na co dzień zajmują się prawem daninowym zawsze będą opowiadać się za nadrzędnym charakterem dogmatyki prawa, czyli nadrzędnością treści tych przepisów, które treść bezpośrednio określają normę prawną (zasada bezpośredniego stosowania przepisów prawa). Jednocześnie wiemy, że praktyka interpretacji przepisów prawa przez organy władzy publicznej bardzo często nie ma nic wspólnego z ich językową treścią. Zdaniem zwolenników nadrzędnego charakteru dogmatyki przepisów obowiązujących w naszym kraju, przynajmniej prawo daninowe nie powinno być interpretowane w sposób sprzeczny z treścią językową stanowionych przepisów a wiemy, że praktyka jest bardzo zróżnicowana. A w innych dziedzinach prawa publicznego? Tam „obowiązujące” poglądy prawne dużo częściej są sprzeczne z treścią językową stanowionych przepisów, bo wynikają z innych – jakoby ważniejszych – metod wykładni.
Dlaczego przywołuję problemy interpretacji przepisów prawa daninowego? Bo one bardzo dobrze obrazują istotę toczącego się obecnego sporu o Sąd Najwyższy: jest to w płaszczyźnie prawnej walka o to, czyja metoda wykładni przepisów konstytucyjnych, a tym samym czyj pogląd prawny stanie się ważniejszy („trafny”). W sensie proceduralnym mógłby ten problem rozstrzygnąć Trybunał Konstytucyjny, ale on jest „niewiarygodny” politycznie dla opozycji. Innym trybem rozstrzygania tego sporu są pytania prejudycjalne, które Sąd Najwyższy skierował do TSUE, choć sam nie ustrzegł się dość oczywistego błędu: broniąc dogmatycznej wykładni treści przepisów Konstytucji (dotyczącej kadencji Pierwszego Prezesa Sądu Najwyższego) „zawiesił” zastosowanie przepisów prawidłowo przyjętej ustawy, co jest jednocześnie sprzeczne z dogmatyką przepisów Konstytucji: ustawy obowiązują i nikt nie może orzec o ich „zawieszaniu”, a już na pewno nie można tego wywodzić z przepisów procedury cywilnej, czyli aktu niższego rzędu. Czyli nadrzędność dogmatyki konstytucyjnej jest kwestionowana przez obrońców tejże dogmatyki.
Na koniec refleksja pro futuro: może kiedyś ten spór zakończy się i ktoś narzuci swój pogląd prawny na ten temat. Może zrobi to Trybunał Sprawiedliwości Unii Europejskiej, a może Trybunały lub sądy krajowe, łącznie z Trybunałem Stanu, który też może zostać zmuszony do zajęcia się tym problemem rozpatrując zarzut o naruszenie Konstytucji przez oskarżonego o jej naruszenie funkcjonariusza publicznego. Żyjemy jednak – podobnie jak w przeszłości – w świecie, w którym prawo pojmujemy jako spór o to, czyj pogląd będzie „obowiązywał” tych, którzy mają odwagę mieć inny pogląd prawny.