Wolność, kłamstwa i głupoty
Najważniejsza jest dziś wolność, zwłaszcza słowa: jest fundamentem liberalnej demokracji, tradycji europejskiej i tego wszystkiego, co nazywamy (z dużej litery) Zachodem. Niech każdy gada co mu przyjdzie do głowy, bo dzięki temu dowiemy się co mu się w tej głowie roi. Jest szczery, jest sobą. Tej wolności nie wolno stawiać jakichkolwiek granic, a jeśli już, to bardzo niewielkie, symboliczne i mętnie sformułowane. Wolność słowa nie może być zwłaszcza ograniczana przez nakaz mówienia prawdy ani tym bardziej rzeczy mądrych.
Najważniejszą z wolności to prawo do głoszenia wszelkich możliwych bredni. Bo jakieś tam abstrakcyjne kryterium „zgodności z prawdą” jest przecież prostą drogą do cenzury i kneblowania nam ust. Prawda? Co to, to nie: nasza wolność od mądrości i prawdy nie może być kwestionowana, bo kto może uzurpować sobie prawo do sądzenia o tym, czy mówisz prawdę czy kłamiesz? Może dałoby się jakoś napiętnować (broń Boże zakazać) kłamstwa głoszone w złej wierze w celu wyrządzenia komuś szkody. Ale gdy ktoś kłamie w dobrej wierze, to dlaczego ma być w tym coś zakazanego? W końcu robimy to na co dzień, a wiara w dobre kłamstwo (np. że jesteśmy zdrowi mimo ciężkiej choroby) czyni – jak wiemy – cuda, a my częściej wolimy dobre kłamstwo od złej prawdy. Zresztą komu potrzebna jest zła prawda? Nikomu, może nielicznym. Ona wymaga odwagi, za którą trzeba więcej zapłacić niż za uniki i tchórzostwo. W końcu epos o bohaterach pisali ci, którzy nie zdobyli się na odwagę i dlatego przeżyli. Oni są autorami obrazu przeszłości. Aby dać sobie radę ze złą prawdą trzeba chcieć oraz umieć udźwignąć jej ciężar, a z tym można dać sobie radę, wtedy gdy musimy lub umiemy choć na chwilę zmądrzeć. Nie na długo, bo to zbyt męczące, a przede wszystkim niepożądane.
A przecież wolność słowa jest również wolnością do głoszenia rzeczy głupich. Nikt nam nie może tego zakazać. Czasami ktoś nudny przypomina nam, że wolność zobowiązuje do odpowiedzialności. Przed kim? Czy ktoś ma prawo nas sądzić za to, że chcemy być głupi? A kto wie, czy nasza myśl zasługuje na to miano? Wiem, wiem: są przecież AUTORYTETY, ale jak odróżnić mądrość od uzurpacji mądrości? Nawet najgłupsza myśl może przecież zainspirować nie tylko do licytowania się głupocie, ale obudzić w kimś uśpioną mądrość (gdzieś przecież jest). Ale przecież nikomu nie jest ona potrzebna i czyni głoszącego samotnym, a nawet wyklętym. Rodzi cierpienie w odrzuceniu. Najzwyczajniej nie opłaca się. A gdy naszą domniemaną mądrość ktoś okrzyknie herezją? Każdy czas miał swoich heretyków, których zdecydowana większość chce uciszyć. Lepiej żyć w zgodzie z poprawnością.
Rolą autorytetów jest przecież pielęgnowanie i obrona poprawności. Bo ktoś taki ma bezwzględną przewagę: on zgłębił, uporządkował i skodyfikował poprawność. Dzięki temu można wykryć herezję, a także jej ukrytą wersję występującą pod nazwą rewizjonizmu. Autorytet przekształca poprawność w dogmat i musi pilnować jego obowiązywania. Tu nie ma miejsca na jakieś tam relatywizowanie. Ale przecież dogmatyka może stać na straży kłamstwa, głupoty a nawet podłości. Nie ma więc żadnych PRAWDZIWYCH autorytetów, są tylko „nieprawdziwi”, bo dużo więcej słów zawsze wypowiada się w imię obrony skodyfikowanej poprawności niezależnie od tego, ile w niej jest kłamstwa i głupoty. Po cóż nam ktoś, kto mieni się autorytetem, jeżeli nie będzie bezkompromisowo trwał w swoim apostolacie strzeżonych dogmatów? Na co dzień słuchamy opętanych pasją obrońców przedawnionych dogmatów, które dawno by zapomniano.
Nie, nie damy się tak bałamucić. Mamy podmiotowe prawo do głoszenia głupot, które też dzielą się na dobre i złe. Zła głupota jest ciężarem, który niewielu będzie chciało ją przyjąć. A ta dobra głupota, zwłaszcza gdy ten głupi świat przemalowuje w bardziej przyjazne barwy, rodzi aprobatę a nawet aplauz. Przecież od dzieciństwa do starości lubimy słuchać bajek. Dobrych bajek. Mamy do tego prawo zaliczone do fundamentalnych praw podmiotowych, więcej – PRAW CZŁOWIEKA; tak jak naszym prawem jest przywilej bycia oszukiwanym i wolność bycia głupim. Mamy prawo do dobrych bajek. Tylko niech nam nikt przy tej okazji nie sączy do głowy i serca złych bajek. Prawda i mądrość rodzą ten zły obowiązek dostrzeżenia wszystkiego, również tego, co nazywamy ZŁEM. Nie szukajmy go w wyimaginowanym piekle. Ono jest z nami tu od zawsze . Mamy jeszcze złe prawo do podłości ale o tym innym razem.
Na koniec instrukcja dla tropicieli odstępstw od poprawności: niniejszy tekst ma charakter ironiczny i nie odzwierciedla poglądów autora, które są jak najbardziej poprawne.