Po co psuć zasady ewidencjonowania faktur korygujących?
Nie sposób zrozumieć sensu wielu zmian w przepisach podatkowych, które wprowadzane są teraz oraz w bliższej i dalszej przeszłości. Dotyczy to nie tylko konkretnych podatków, lecz również części ogólnej prawa podatkowego, a zwłaszcza Ordynacji podatkowej, która stała się już legislacyjnym magazynem niezbyt mądrych pomysłów naszego nowoczesnego bo w pełni już „cyfrowego” prawodawcy. Zaśmiecanie prawa podatkowego niewczesnymi pomysłami ma już długą historię, a niedoścignionym wzorem tych działań jest oczywiście Unia Europejska, która już nie umie ukryć (choć chce przemilczeć) klęski tzw. procesu harmonizacji tego prawa. Najnowsza porcja nowych przepisów podatkowych, którą przynosi koniec roku, nie jest wolna od tej choroby. Jednym z przykładów są zmiany w zasadach ewidencjonowania i deklarowania faktur korygujących przez wystawcę tych dokumentów. Obecne reguły, ukształtowane przed ponad dwudziestu pięciu lat temu, są proste i bezpieczne (dla władzy i podatników): jeżeli w danym miesiącu wystawisz fakturę korygującą in minus (rabaty, zwroty towarów, zwroty zaliczek), to ujmujesz ją w bieżącej deklaracji pod warunkiem, że masz potwierdzenie jej otrzymania przez nabywcę (usługobiorcę) w terminie złożenia deklaracji za ten miesiąc. Jeśli nie, to zmniejsza ona podstawę opodatkowania w miesiącu otrzymania tego potwierdzenia. Nie trzeba tworzyć z tego tytułu żadnych zbędnych dokumentów („dupochronów”), nie jest również istotne, czy zdarzenie będące skutkiem tej korekty nastąpiło w tym, czy w kolejnym miesiącu. Przypomnę, że realnym skutkiem wystawienia tej faktury jest:
- zmniejszenie roszczenia z tytułu czynności (w przypadku udzielenia rabatów przed uzyskaniem zapłaty),
- obowiązek zwrotu części zapłaconej ceny w przypadku, gdy udzielono rabatu a należność została uregulowana,
- zwrot towarów, jeśli z tego tytułu jest wystawiona faktura,
- zwrot zaliczki, gdy korekta dotyczy faktur zaliczkowych.
Zdarzenia, o których mowa w pkt 2)-4), mają majątkowy charakter i mogą nastąpić zarówno przed jak i po wystawieniu faktury korygującej od ponad ćwierć wieku i nie mają znaczenia ewidencyjnego dla potrzeb tego podatku.
Od początku przyszłego roku owe dwadzieścia pięć lat doświadczenia idzie do kosza: ujęcie w ewidencji faktury korygującej in minus będzie uzależnione od spełnienia dwóch przesłanek i to w miesiącu ich wystawienia:
- posiadania dokumentacji potwierdzającej obowiązek wystawienia tej faktury (dokumentacja prawna),
- wystąpienia realnego zdarzenia, które jest skutkiem tej korekty, czyli zdarzeń wymienionych w pkt 2)-4).
Jeśli wystąpią one później, również faktura korygująca „czeka”, czyli jest dokumentem pozarejestrowym zwłaszcza w JPK, bo przecież nie tworzy bieżącej podstawy opodatkowania. I może czekać bardzo długo, bo zwrot pieniędzy z tytułu udzielonego rabatu „posprzedażowego” jest działaniem uwarunkowanym stanem płynności sprzedawcy, a zwrot towarów jest zjawiskiem technicznym, który może być uzależniony od możliwości jego dostarczenia lub przewozu.
Dzięki tym przepisom podatnicy będą mogli na długie miesiące opóźniać ewidencjonowanie faktur korygujących in minus, czyli jest to klasyczna „nowelizacja optymalizacyjna”, które tak często obecne są w tym podatku od piętnastu lat. Pośrednio potwierdza to informacja o uczestnikach „konsultacji społecznych” dotyczących projektu tej ustawy. Biznes podatkowy ma nowe pole do oferowania usług „optymalizacyjnych” w postaci przyspieszenia (albo oddalenia) w czasie obniżki podstawy opodatkowania dzięki manewrowaniu momentem zaewidencjonowania faktur korygujących.
A może właśnie po to zaśmieca się pismo takimi przepisami? Jakoś PiS nie może wygrać wyborów pod tym adresem, a wydawało się, że już posprzątano po Rostowskim i „ludziach z rynku”.