Komisja śledcza na temat katastrofy w VAT – brawo dla inicjatywy wicepremiera Morawieckiego.
Nikt nie jest w stanie naprawić wspólnotowej wersji podatku od towarów i usług bez poznania przyczyn jego międzynarodowej katastrofy. Toczy ten podatek przysłowiowa gangrena mająca swoich autorów, a przede wszystkim wielu beneficjentów. Skoro można co rok wyłudzić w Polsce ponad 30 mld zł (200 mld EURO w skali Unii Europejskiej), to obrońców status quo jest i będzie bez liku: mają pieniądze (wielkie), wpływy, kupią sobie co chcą, zaczynając od mediów, na ekspertach kończąc. Żaden legalny i nielegalny interes nie daje takich stałych korzyści – łącznie z narkotykami, handlem żywym towarem i napadami na banki. Największą obiektywną „zasługą” kilkudziesięciu lat harmonizacji tego podatku w Unii Europejskiej jest zanik tradycyjnej przestępczości pospolitej (np. wyłudzeń rozbójniczych), której dochodowość jest śmiesznie niska w porównaniu z wyłudzeniami tego podatku. Przede wszystkim korzyści z tego procederu są powszechnie dostępne: podrabianie pieniędzy jest dużo trudniejsze, a fałszować faktury może każdy, nawet młodzież szkolna. Przykładowo: przy pomocy internetu można „utworzyć firmę”, zarejestrować ją, złożyć w jej imieniu deklarację i poczekać, aż urząd skarbowy wypłaci żądaną sumę. I często zwraca. Co rok składane jest ponad milion deklaracji VAT-7 i VAT-7k, w których wykazywany jest zwrot podatku, a wszystkich kontroli podatkowych obejmujących również wszystkie podatki, jest co rok tylko około pięciu tysięcy, czyli kropla w morzu. Wraz ze sfałszowanymi deklaracjami pojawiają się miliony równie sfałszowanych faktur, których władza nie sprawdzi nawet w minimalnym procencie. Urząd skarbowy może żądać okazania tych „dokumentów”: proszę bardzo – można ją wystawić w dowolnej ilości na dowolne kwoty. Nikt skutecznie nie udowodni tu fałszerstwa, bo skretyniałe prawo unijne zabrania (!) państwom członkowskim wprowadzenia wymogu podpisywania faktur przez wystawcę: ciekawe kto wymyślił ten przepis?
Pytanie o przyczyny tego zjawiska nasuwa się każdemu, kto nie uległ liberalnej demoralizacji. Co najważniejsze, przyczyny te są powszechnie znane, tyle tylko że obowiązująca poprawność zakazuje o nich mówić, a opiniotwórcze media nie poruszają tego tematu, bo lansują liderów „optymalizacji podatkowej”. Tylko przypomnę najważniejsze z tych przyczyn:
1) opanowanie resortu finansów przez ów biznes podatkowy, który na co dzień:
– pisze projekty przepisów (on wymyślił większość regulacji „korzystnych dla podatników” w tym tzw. odwrotne obciążenie),
– „doradza” za pieniądze rządzącym jak usprawnić pobór podatków (paranoja),
2) stworzenie powszechnej świadomości, że patologie tego podatku są dowodem jego „nowoczesności” i „dostosowania do wymogów Unii Europejskiej”,
3) narzucenie władzy publicznej fałszywej wizji „cyfryzacji” tego podatku („instrumenty informatyczne”), które z jednej strony wykreowały drugą grupę beneficjentów tych patologii w postaci biznesu informatycznego, a przede wszystkim doprowadziły do zatarcia różnicy między fałszywym i rzetelnym dokumentem; co rok dla potrzeb tego podatku wystawia się miliardy dokumentów wśród których ukrycie podrobionych jest w pełni bezpieczne („najlepiej w lesie ukryć liść”); nonsens w postaci comiesięcznego przesyłania ich ministrowi finansów także wymyślił (a jakże) zagraniczny biznes podatkowy,
4) swoista korupcja „niezależnych ekspertów podatkowych”, którzy za pieniądze („ksiądz też się modli za pieniądze”) uzasadniają demontaż tego podatku jako jego „uszczelnienie” lub „unowocześnienie”,
5) karuzela personalna między resortem finansów a zagranicznym biznesem podatkowym, który przejmuje byłych urzędników i jednocześnie faktycznie obsadza swoimi ludźmi stanowiska kierownicze na szczeblu ministerialnym,
6) całkowity brak zainteresowania rządzących liberałów (lewicowych i prawicowych) naprawą tego podatku: np. „społeczny doradca” ministra finansów, który zajmował to stanowisko w latach 2007-2014 (najdłuższy okres pełnienia tej funkcji,) był członkiem zarządu zagranicznej firmy zajmującej się od lat… optymalizacją podatkową i „kreatywną księgowością”.
Podatkiem tym w Polsce przez wiele lat rządził triumwirat: lobbystów, tzw. ekspertów podatkowych i urzędników. Od niedawna mamy czwartego gracza – biznes informatyczny. W tym towarzystwie nikt nie zawracał sobie głowy czymś takim jak „interes publiczny”, czy też interesy uczciwych podatników. To przecież „idioci”, którzy nie wiedzą gdzie żyją. Nie raz słyszałem opowieść, jak do sporej firmy przyszły jakieś „anderseny”, które zaproponowały eliminację ciężaru płaconych podatków zgodnie z zasadą: połowa korzyści dla ciebie, połowa dla nas. Na pytanie, jaka będzie kontrakcja ze strony resortu finansów odpowiadali, że o to nie trzeba się martwić, bo tam są „nasi koledzy”. Nieproszeni goście byli bardzo zdziwieni, gdy po takim dictum uprzejmie pokazano im drzwi.
Aby wyjaśnić i udowodnić, kto (po nazwisku) jest autorem katastrofy tego podatku, trzeba działań komisji śledczej. W pierwszej kolejności powinna zbadać:
– kontakty resortu finansów z biznesem podatkowym: ponoć płacił (i płaci) im gigantyczne kwoty za jakieś „doradztwo”,
– kto napisał projekty nowelizacji przepisów, które doprowadziły do utraty przez budżet dziesiątków miliardów złotych (w latach 2011-2016, gdy rozszerzano zakres tzw. odwrotnego obciążenia, zwroty tego podatku wzrosły o 50% z około 60 do 90 mld zł,
– kto i za ile załatwiał „przepisu korzystne dla podatników” i w jaki sposób przepisy te trafiały na biurko urzędników,
– jaką rolę pełnili „społeczni doradcy” ministra finansów z biznesu podatkowego.
Jedno jest pewne: dzięki patologii tego podatku zagraniczny biznes podatkowy urósł do zbyt dużych rozmiarów. Trzeba aby ktoś – co zresztą postuluje Parlament Europejski – zaczął go skutecznie nadzorować, a przede wszystkim należy przeciąć jego kontakty z władzą publiczną. Nie jest celem komisji tropienie przestępstw pospolitych: trzeba ujawnić patologię procesu rządzenia. Może wreszcie, dzięki działaniom tej komisji, obecna większość parlamentarna wygra wybory na ul. Świętokrzyskiej 12 kończąc tłuste lata „liberalnej demokracji”. Wiadomo, kto jest wrogiem powołania tej komisji (zresztą już ich słychać). Są to beneficjenci patologii tego podatku.