Ośmiorniczki (VAT-em) ukarane, czyli pomysły byłych urzędników resortu finansów
Po „dobrej zmianie” personalnej w resorcie finansów, będącej finałem kompromitujących ekscesów z donosami w tle, jest wreszcie szansa na uporządkowanie dość kontrowersyjnej spuścizny, którą pozostawili niefortunni intryganci. Co prawda nie udało się im zdestabilizować funkcjonowania resortu finansów, a przede wszystkim doprowadzić destrukcji Krajowej Administracji Skarbowej, ale naśmiecono w prawie, podrzucając następcom dużą porcję przysłowiowych „zgniłych jaj”, które trzeba szybko posprzątać. Bez tych porządków możemy zapomnieć o uzyskaniu planowanych na ten rok dochodów budżetowych, zwłaszcza z podatku od towarów i usług. Swoją drogą może kiedyś ktoś sprawdzi, czy owe „zgniłe jaja” były wyłącznie efektem skromnych umiejętności byłych funkcjonariuszy publicznych, będących jednocześnie „ludźmi z rynku”, czy też byli oni tylko wykonawcami cudzych (czyich?) pomysłów.
Co więc należy wyrzucić do kosza możliwie najszybciej? Jest ich sporo: likwidacja deklaracji VAT-7 i VAT-7K czy też „kosztowe” skutki braku zapłaty faktury wystawionej przez zarejestrowanego VAT czynnego na rachunek bankowy spoza wykazu podatników, o którym mowa w art. 96 b ustawy o VAT (tzw. białej listy). Zacznę jednak od innego pomysłu, czyli od zdewastowania systemu stawek tego podatku przygotowanym na 1 kwietnia br., w postaci generalnych zmian zakresu zastosowania stawek obniżonych – 8%, 5% i 0%. Występuje to pod idiotyczną nazwą „nowej matrycy stawek”, mimo że nie ma tu żadnej „matrycy”. Istotę wspólnotowego podatku od towarów i usług (i nie tylko wspólnotowego) jest nakaz stosowania stawki podstawowej obejmującej ogół towarów i usług z tytułu generalny dostaw (świadczenia usług) na terytorium kraju, z wyjątkiem eksportu oraz dostawy wewnątrzwspólnotowej towarów. Zamknięta lista towarów i usług jest natomiast objęta stawkami obniżonymi oraz zwolnieniami. Zakres przedmiotowy stawek oraz zwolnień był kształtowany w Polsce przez cały okres obowiązywania obecnej wersji (od 2004 r.) oraz poprzedniej, przedwspólnotowej w latach 1993-2004 r. Towary objęte stawkami obniżonymi są w zdecydowanej większości zidentyfikowane na podstawie PKWiU, czyli krajowej klasyfikacji statystycznej dostosowanej do polskich realiów gospodarczych. Zakres zastosowania tych stawek został wielokrotnie wyjaśniony, rynek się do tego dostosował; nie było i nie ma z tym większych problemów. Wbrew jakimkolwiek ustaleniom politycznym (ani rządzących, ani opozycji) „ludzie z rynku” rządzący tym podatkiem postanowili w ostatnich latach namieszać i podrzucili pod koniec poprzedniej kadencji Sejmu takie „zgniłe jajo” w postaci totalnego zamieszania w zakresie zastosowania stawek obniżonych poprzez zastosowanie w tym zakresie klasyfikacji CN, obowiązującej w handlu międzynarodowym. Po co? Przecież stawki obniżone są stosowane głównie w obrocie detalicznym (to głównie towary kupowane przez konsumentów, np. artykuły spożywcze), a CN jest związany z obrotem towarowym w handlu zagranicznym, czyli przemieszczeniami towarów między państwami. Przy okazji na niektóre towary zamierza się podwyższyć stawki a na inne obniżyć, czyli część podatników będzie mieć kłopoty ze zbytem, bo konsumenci przerzucą się na niżej opodatkowane substytuty, a część sprzedawców dostanie premie podatkową, bo przecież wraz z obniżką stawki nikt nie obniży ceny. Ciekawe, czy beneficjenci tych „prezentów” mieli wpływ na kształt owej „nowej matrycy stawek”? Na pewno warto sprawdzić, czy nie występował tu co najmniej konflikt interesów: przecież przepisy te wyszły spod ręki „ludzie z rynku”, czyli z firm zajmujących się również unikaniem opodatkowania: jeśli firmy te działały na rzecz podatników obdarowanych przy pomocy niższych stawek, to właściwie organy mają coś do roboty. Nie chciałbym być również w skórze owych „ludzi z rynku”, gdy ich macierzyste firmy obsługiwały podatników, których „ukarano” w „nowej matrycy” podwyższonymi stawkami, i poniosą oni z tego tytułu szkody. Tym razem prawnicy będą mieli dużo intratnych zleceń.
Szczególnym absurdem jest jednak objęcie stawek 23% usług gastronomicznych z dodatkiem ośmiorniczek. Wiemy, że było to głównie danie liberalnych polityków, których żenujące gadulstwo poznaliśmy dzięki opublikowanym podsłuchom opublikowanym przed kilku laty. Twórcy „nowej matrycy stawek” postanowili, aby wszelkie posiłki z udziałem tychże ośmiorniczek będą miały podwyższoną stawkę z 8% do 23%. I tak od 1 kwietnia 2020 r. zupa rybna bez ośmiorniczek będą serwowane z 8% stawką VAT, a z jedną (dosłownie) ośmiorniczką już 23%. Absurd? Zapewne, ale nie tylko.
Przypomnę, że przepisy te wejdą w życie od kwietnia tego roku, a pierwszą deklarację z zastosowaniem tych stawek podatnicy złożą prawdopodobnie na kilka dni przed wyborami prezydenckimi. Czy to przypadek? Może. Podatnicy – poza grupą beneficjentów, którzy siedzą cicho – głośno zadają pytanie: kto wymyślił te nonsensy? Po co to całe zamieszanie? Afera z ośmiorniczkami postrzegana jest w ten sposób, że podwyższenie stawki ma ośmieszyć „pisowskie rządy”, które mieszczą się na przysmakach liberałów, co jest kompromitującym zachowaniem (wiadomo: „rządy PiS” są z istoty złe).
Stąd apel do władzy: po wyrzuceniu autorów trzeba równie wyrzucić ich pomysły. Do kosza.