JPK – mistyfikacja, czyli pro memoria dla szefa resortu finansów

Przed kilkoma miesiącami, kiedy resort finansów bezzasadnie chwalił się „wzrostem dochodów z VAT”, media powtarzały wypowiedź jednego z polityków, że ów „sukces” osiągnięto dzięki JPK, czyli elektronicznej informacji przekazywanej przez kilka tysięcy podatników, w której podają to, co mają w swojej ewidencji. Jak wiemy czasowy wzrost dochodów budżetowych osiągnięto tylko poprzez blokadę zwrotów tego podatku: gdy w grudniu 2017 r. urzędy skarbowe masowo zwracały zaległe i bieżące należności, to władza obudziła się z ręką w nocniku, bo dochody za 2016 r. były na poziomie poprzedniego, bardzo złego roku. Ale nie to jest najistotniejsze. Kłamstwa na temat tego podatku stały się już  specjalnością medialnego przekazu: składanie JPK nie może bowiem wywoływać jakichkolwiek skutków fiskalnych, bo… nikt nawet nie bada zawartych w nich danych. Kto miałby to robić? Urzędy skarbowe nie otrzymują przecież tych informacji (idą do ministra finansów), na Świętokrzyskiej 12 nikt nie zajmuje się tymi danymi (dlaczego miałby się zajmować); nie robi tego tzw. spółka celowa, którą dość ironicznie nazwano „Krytyczne Aplikacje”. Dlaczego? Bo nie ma narzędzia, które służyłoby analizie tych danych. Ma ono dopiero powstać, wciąż odwlekany jest termin jego opracowania, a najnowsze informacje medialne (Gazeta Prawna z 16 lutego 2017 r.) potwierdza to, co wiadomo od początku, że w tym roku nie będzie żadnych „kontroli z użyciem jednolitego pliku”. Nie było ich i nie będzie nie tylko w tym roku, ale również w przyszłym, bo zupełnie nie wiadomo, na czym owe „kontrole” miałyby polegać. Czy dane z ewidencji są zgodne z deklaracją? Przecież to jakiś absurd: medialnym ekspertom, którzy wypowiadają się publicznie na ten temat pragnę przypomnieć to, co wie każda księgowa: ewidencję dla potrzeb VAT-u prowadzi się tylko po to, aby prawidłowo sporządzić deklarację; po nic więcej. Taka jest treść art. 109 ust. 3 ustawy o VAT (warto czytać polskie ustawy, a nie tylko dyrektywy UE). W tych rejestrach gromadzone są tylko te dane, które potem są sumowane i wpisywane do deklaracji: VAT-7, VAT-7K, VAT-8, VAT-9M, VAT – IM i VAT-14. Koniec, nic więcej. A deklaracje władza zna i otrzymuje co miesiąc. Po co sprawdzać, czy dane z ewidencji są zamieszczane w deklaracji, skoro deklaracje wynikają z tych ewidencji, które są tylko po to, aby je złożyć? Niedawno w czasie jednego ze szkoleń dowiedziałem się, że „iłaje” (?) chcą sprawdzić firmom zgodność JPK z deklaracją. Tylko po co sprawdzać?

Po co ten cały cyrk, z którego śmieją się podatnicy? Z „elektronicznych kontroli” wykonywanych na podstawie JPK nie mogą wynikać żadne racjonalne wnioski. Dam najprostsze przykłady:

–       gdy mojej faktury nie będzie w rejestrze zakupu mojego kontrahenta, to wcale nie oznacza, że wystawiłem pustą lub podrobioną fakturę, lecz to on albo nie miał prawa do odliczenia z tego tytułu albo zrezygnował z odliczenia (w rejestrze zakupu są tylko te faktury, które chce żeby były),

–       gdy w moim rejestrze zakupu jest faktura dostawcy, której nie ma w jego rejestrze, to wcale nie oznacza, że on wyrzucił ją na śmietnik bez księgowania, lecz wystawił ją w zamian za zwrócony paragon fiskalny (tej faktury nie ma w jego rejestrze),

–       faktury korygujące mogą być zastępowane przez noty korygujące wystawiane przez kupującego, który nie musi prowadzić ich rejestru (i z reguły nie prowadzi),

–       faktury z tytułu sprzedaży konsumenckiej są wystawiane często wiele miesięcy po sprzedaży, a faktura ta może być wykorzystana przez nabywcę bo konsument może być jednocześnie podatnikiem (faktur tych też nie ma w rejestrach),

–       nie ma prawnego obowiązku dostosowywania ewidencji w rozumieniu art. 109 ust. 3 ustawy o VAT do treści jakiejś „struktury logicznej” JPK: obowiązek można nałożyć na podatnika wyłącznie ustawą, a nie „komunikatem resortu finansów”,

–       nie ma prawnego obowiązku przekazywania korekt JPK, jeżeli po jego złożeniu nastąpiły zdarzenia, które rodzą obowiązek korekty ewidencji (luka w ustawie).

Poza tym rozpowszechniane są nieprawdziwe informacje, że brak określonych danych w JPK lub jego złożenie z opóźnieniem rodzić będzie odpowiedzialność karną w postaci grzywny  do … 17 mln zł. To jakieś brednie. JPK ma zawierać tylko te informacje, które podatnik ma obowiązek gromadzić w ewidencji, a niezłożenie tej informacji jest wykroczeniem, które jest niekarane w przypadku złożenia czynnego żalu. Kto miałby karać osoby odpowiedzialne, skoro urząd skarbowy (organ ścigania) nie wie, czy złożono tę informację?

Pora na pytania: dlaczego resort finansów nie dementuje błędnych informacji na ten temat, więcej – nawet je powtarza? Dlaczego ten całkowicie zbędny i niekorzystny dla podatników i budżetu zespół obowiązków nie jest krytykowany przez media, które ponoć tropią absurdy podatkowe (to przecież wyjątkowy absurd)? Może jest to kolejny przykład cichego, złego sojuszu między zagranicznym biznesem podatkowym, urzędnikami i biznesem informatycznym mającym na celu wycyckanie podatników i pozorowanie działań uszczelniających VAT? Wiem, że resort finansów niekiedy czyta moje teksty. Nie musicie odpowiadać, bo podatnicy dobrze wiedzą o co tu chodzi. Może złóżcie raport swojemu szefowi? On działa w dobrej wierze.