Ktoś powinien sprawdzić przyczyny katastrofalnego przyrostu zwrotów VAT-u pod koniec 2016 roku

Katastrofa dochodów budżetowych w grudniu 2016 r., które spadły do połowy średniomiesięcznej kwoty, powinna być przysłowiowym kubłem zimnej wody na głowy całej klasy politycznej (nie tylko rządzącej). Powinni oni wreszcie zrozumieć, że albo są wprowadzani w błąd przez swoisty spisek lobbystów, „ekspertów”, urzędników i…mediów, demontujących od lat ten podatek, albo… ktoś chce wysadzić w powietrze obecną władzę. Wyjaśnijmy pozorny fenomen drastycznego spadku dochodów budżetowych pod koniec roku, przez co dochody za cały 2016 r. były faktycznie na tym samym poziomie co w bardzo złym 2015 r. Czyli „uszczelnienie” tego podatku nie przyniosło żadnych efektów, a opinia publiczna byłą najzwyczajniej w świecie okłamywana przez urzędników, media i ekspertów. Na pytanie „po co” i „dlaczego” postaram się odpowiedzieć nieco później. Najpierw jednak wyjaśnijmy co się stało, że w najlepszym miesiącu każdego roku (czyli grudniu), gdy tradycyjnie uzyskuje się największe wpływy budżetowe, dochody spadły o połowę  – przypomnę, że w tym podatku stanowią one różnicę między wpływami (to co wpłacają naprawdę podatnicy) a zwrotami, których dokonuje władza, a dokładnie urzędy skarbowe. W poprzednich miesiącach (jeszcze w listopadzie) nikt oficjalnie nie przewidywał katastrofy. Dochody budżetowe w grudniu z zasady są najwyższe (popyt przedświąteczny z listopada i import w grudniu), bo wpływy powinny zbliżyć się do 20 mld zł, a dochody powinny przekroczyć 10 mld zł, czyli za cały rok powinno zostać w budżecie około 130 mld zł a zostało 125 mld zł, czyli zwrócono około 15 mld zł – rekordową kwotę w historii. Dlaczego? Powodów jest kilka, a na pewno nieprawdziwym jest ten, który podaje resort finansów, czyli teoria „wspierania inwestycji” (Puls Biznesu z 6 lutego 2017 r.), bo zwroty inwestycyjne stanowią niewielki, nieprzekraczający jednej piątek kwoty zwrotów, wynoszącej w zeszłym roku ponad 93 mld zł (rekord w historii VAT-u). Są trzy główne powody zwiększania się zwrotów w tym podatku:

1)     rozszerzenie w latach 2011-2016 zakresu tzw. odwróconego VAT-u, czyli inaczej nazywanej stawki 0%: podatnicy objęci tym przywilejem nie płacą nic, uzyskując zwrot podatku naliczonego, a nabywcy również nie ponoszą z tego tytułu żadnego ciężaru,

2)     ciągły rozrost fikcyjnych transakcji do innych państw UE, które uprawniają do uzyskania zwrotu (tu też obowiązuje stawka 0%),

3)     wysoki, lecz stabilny udział rzeczywistego handlu wewnętrznego w PKB, który w przypadku wyrobu towarów lub świadczenia usług w innych państwach daje prawo do zwrotu podatku.

Pierwsze dwa zjawiska mają tendencję wzrostową. W związku z tym, że opinia publiczna jest na co dzień świadomie lub nieświadomie oszukiwana przez ekspertów (?), którzy wmawiają nam, że ów „odwrócony VAT” jest zarazem jego „uszczelnianiem”. Wyjaśnijmy na czym ten wynalazek polega. Najlepszy jest przykład: gdy podatnik jest dostawcą towaru, a nabywcą również podatnik, skutek podatkowy czynności jest następujący: sprzedaż 100 (netto) + 23% VAT (23 zł) do budżetu wpływa np. 50% podatku należnego, czyli 11,5 zł. Nabywca odlicza 23 zł od swojego podatku należnego, który przykładowo niech wynosi 40 zł, do budżetu wpłaca więc 17 zł. Jeżeli jego kontrahent nabywa jego towar, który następnie sprzedaje konsumentowi z podatkiem należnym 50 zł, to do budżetu wpływa kolejne 10 zł. Łącznie ci podatnicy płacą (11,5 zł+17zł+10zł) czyli 38,5 zł i nikt niczego nie zwraca. Wprowadzamy na scenę ów „odwrócony VAT”: w przypadku pierwszego podatnika nie występuje podatek należny: sprzedaje towar za 100 zł, nie płaci nic, lecz uzyskuje zwrot 11,5 zł (czego wcześniej nie było). Drugi kupujący ten towar musi wpłacić do budżetu całość podatku należnego 40 zł, a trzeci podobnie jak poprzednio płaci 10 zł. Bilans tej operacji jest następujący: 40 zł + 10 zł – 11,5 zł = 38,5 zł czyli arytmetycznie tyle samo ale ze zwrotem części tej kwoty: w żadnym przypadku ów „odwrócony VAT” nie może powodować wzrostu dochodów budżetowych. Ponoć jest inaczej, a za „udowodnienie” tezy pierwszej resort finansów zapłacił w 2015 r. kilkadziesiąt tysięcy złotych. Komu? Niech ujawni się autor tego odkrycia: na pewno zasługuje na Nobla.

Problem jest w tym, że jest jeszcze gorzej: towary objęte tzw. „odwróconym VAT-em” stają się natychmiast przedmiotem transakcji fikcyjnych mających na celu wyłudzenie zwrotów tego podatku. Jaki są to towary? Najbardziej masowe, takie jak stal, złom, metale kolorowe, odpady elektroniczne. Tym handlują wszyscy, a pokusa jest zbyt silna aby nie skorzystać z tej możliwości. Po tym, jak lobbyści załatwią sobie objęcie tym przywilejem kolejnych towarów, gwałtownie wzrośnie ich „legalna” sprzedaż. Wiadomo, jest to fikcja zastępująca równie fikcyjny obrót transgraniczny: dużo łatwiej „sprzedać” w hurtowni 100 ton stali aby uzyskać zwrot niż (nawet fikcyjnie) wozić te towary za granicę. Można oszacować, że większość przyrostu sprzedaży  krajowej towarów objętych owym „odwróconym VAT-em” w latach 2011-2016 stanowiła transakcje fikcyjne, powodujące wzrost wyłudzonych zwrotów i spadek realnych a nawet nominalnych dochodów budżetowych.

Lobbyści „odwróconego VAT-u” twierdzą, że trzeba go wprowadzać tam, gdzie pojawia się najważniejszy wewnątrzwspólnotowy szwindel podatkowy, czyli sprzedaż przywiezionego z innego państwa UE towaru poniżej ceny zakupu, a ów rabat pokrywa się niepłaconym VAT-em. Ale ów przekręt można robić na każdym towarze i refakturowanej usłudze, a nie tylko na elektronice, stali czy złomie. Ostatnio robiono go na kawie, herbacie i pierogach. Dlaczego więc resort finansów nie wprowadził tam „odwróconego VAT-u”? Wiemy, bo nie było lobbystów, którzy chcieliby załatwić dla tego rynku brak opodatkowania.

Ale za te harce płacimy my wszyscy, bo rozszerzenie „odwróconego VAT-u” zwiększa kwotę wyłudzanych zwrotów, które każdemu trzeba wypłacić. Zrobiono to w grudniu 2016 roku. Jest rzeczą oczywistą, że w tym roku zwroty te muszą być jeszcze wyższe, bo „odwrócony VAT” wprowadzono na wiele różnych towarów i usług, m.in. w budownictwie.

Na koniec przypomnę, że w czasie Forum w Krynicy odbył się panel na temat podatków organizowany przez jedną z zagranicznych firm doradczych relacjonowany w mediach jako „ostrą walkę z wyłudzeniami”. Zwroty w grudniu są swoistym dowodem wiarygodności tych działań.