Stałe rozszerzanie „odwróconego VAT-u” kosztowało budżet już ponad minimum 15 mld zł.

Dochody z podatku od towarów i usług za pierwsze pięć miesięcy 2017 r. wynosiły około 68 mld zł, co jest oczywiście lepszym wynikiem niż w latach poprzednich, lecz zasadnicza naprawa, usuwająca wszystkie luki w tym podatku, jeszcze jest przed nami. A czas ucieka. Mamy jednak szansę przekroczyć w tym roku magiczną kwotę 150 mld zł dochodów, co na tle „liberalnej” przeszłości będzie sukcesem, ale raczej względnym. Przypomnę, że przed ponad siedmiu (!) laty planowano dochody z tego podatku w kwotach realnie odpowiadających dzisiejszym 150 mld zł i były to prognozy realne od strony makroekonomicznej. Oczywiście zostały one na papierze, bo od 2008 roku rozpoczął się systematyczny demontaż konstrukcji tego podatku, który trwał częściowo również w zeszłym roku. Lista przepisów „korzystnych dla podatników”, wprowadzonych w tym czasie do obecnej ustawy o tym podatku, jest bardzo długa i powszechnie znana. Nie wszystkie z nich usunięto w tym roku, bo lobby broniące swoich legislacyjnych zdobyczy jest bardzo silne i nie straciło swoich wpływów, mimo zmian o charakterze politycznym. „Grupa trzymająca władzę”, czyli ktoś, kto faktycznie rządzi tym podatkiem, ma wielkie wpływy w mediach i strukturach władzy (urzędnicy w Polsce i Brukseli). To widać gołym okiem: w tzw. opiniotwórczych mediach nie ma szans na niezależną publikację krytykującą powszechnie znane (i wykorzystywane przez wybranych) luki podatkowe, a ich obrońcy lub twórcy są celebrowani jako „czołowi eksperci podatkowi”. Jest to prawda, bo zapewne najlepiej wiedzą jak wykorzystać obecnie obowiązującą ustawę z oczywistą szkodą dla budżetu państwa i uczciwych podatników. Zastanawiające jest to, że ludzie ci mogą mieć nawet wpływ na judykaturę, bo przynajmniej niektóre wyroki dotyczące tego podatku są wręcz zastanawiające. Dam jeden, ale za to szokujący przykład. Przez ok. 20 lat sądy w pełni aprobowały  (i słusznie) pogląd, że jednostki budżetowe (podobnie jak inne jednostki organizacyjne nie mające osobowości prawnej), są podatnikami tego podatku, mimo braku podmiotowości cywilno-prawnej, gdy w sensie ekonomicznym wykonują czynności podlegające opodatkowaniu. Było to nie tylko zgodne z rzeczywistością: ani Skarb Państwa ani jednostki samorządu terytorialnego obiektywnie, w sensie materialnym, nie wykonują „działalności gospodarczej” robią to ich jednostki organizacyjne, czyli nie mogą być podatnikiem tego podatku. Było to również w pełni zgodne ze wspólnotowym, czyli ekonomicznym rozumieniem czynności podlegających temu podatkowi. I nagle przychodzi rok 2013, gdy pojawia się uchwała NSA całkowicie zaprzeczająca tym poglądom, gdzie nie wiadomo  dlaczego samorządowe jednostki budżetowe przestają być podatnikami tego podatku (państwowe pozostają podatnikami), bo jakoby nie osiągają dochodu ze swojej działalności. Uchwała ta roi się od błędów, bo samorządowe jednostki budżetowe osiągają i osiągały w przeszłości określone dochody. Może przy okazji trzeba przypomnieć autorom tego poglądu, że spółka cywilna też nie osiąga jakiegokolwiek „dochodu”, nie już nawet w sensie formalnym przedsiębiorcą i nie prowadzi działalności gospodarczej, a jest (była i będzie) podatnikiem tego podatku, jeżeli w sensie ekonomicznym wykonuje czynności podlegające opodatkowaniu. Cóż, każdemu może zdarzyć się wpadka. Zastanawiające jest jednak to, że powyższa wolta w poglądach (zapewne całkowicie przypadkowo)  była w interesie jednej z tzw. renomowanych firm doradczych, która miała wówczas doskonałe relacje z rządzącą ówcześnie większością. Po tej uchwale do dziś trwa gigantyczny chaos w rozliczeniach tego podatku w sektorze samorządu terytorialnego i tylko się pogłębia.

Powróćmy jednak do zasadniczego wątku: skoro co rok budżet traci ponad 30 mld zł dochodów z tego podatku i  zwraca również co rok kwotę przekraczającą już  100 mld zł, to ktoś musi być beneficjentem obecnego stanu rzeczy i ma wiele do stracenia. Które lobby broniące status quo jest najważniejsze? Sądzę, że tzw. odwróceni, czyli beneficjenci krajowego odwrotnego obciążenia. Od 2011 roku rozszerza się systematycznie jego zakres, a w kolejce stoją następne grupy interesu. Przypomnę triumfalny pochód tego przywileju:

–     rok 2011: złom, większość odpadów i surowców wtórnych,

–     rok 2013: stal, wyroby stalowe, miedź,

–     rok 2015: część elektroniki, pozostałe metale kolorowe,

–     rok 2017: kolejne usługi elektroniczne i część usług budowlanych (wykonywana przez podwykonawców).

Tu nikt nie patyczkuje się uzasadniając cel wprowadzenia tego przywileju, który jest już inaczej nazwany stawką 0% w tym podatku. Wmawia się publicznie, że:

–     powoduje to uszczelnienie (!) tego podatku i wzrost dochodów budżetowych (nieprawda),

–     nabywca tych towarów „płaci” ten podatek (nic nie płaci),

–     istnieje (jakoby) rynek sprzedaży konsumentom złomu, odpadów metali kolorowych i makulatury.

Są to bzdury ale namaszczane przez pseudonaukowe konferencje i opiniotwórcze  media. Ile budżet stracił na tych przywilejach i ile zwrócił podatku ich beneficjentom? Może wreszcie Ministerstwo Finansów powie publicznie:

–     ile przed wdrożeniem tego przywileju płaciła podatku branża złomiarska, stalowa producenci miedzi, metali kolorowych?

–     ile łącznie wynosiły zwroty na rzecz tych podmiotów po wprowadzeniu tego przywileju?

Według ostrożnych szacunków straty z tego tytułu wynoszą już około 15 mld zł, a może więcej.

Wiem, wiem: nikt tego nie powie, bo powyborcza większość nie zagościła jeszcze na Świętokrzyskiej 12 i rządzą tam po staremu zwolennicy „odwróconego VAT-u”. Przypomnę, że w programie wyborczym obecnej większości było usunięcie tej patologii i wprowadzenie w to miejsce tzw. podzielonej płatności. I co? ”Odwróceni ” storpedowali ten pomysł, a podzielona płatność ma wejść w życie najwcześniej w 2018 roku, w dodatku w takiej formie, która dyskwalifikuje samą ideę (np. 90 dni oczekiwania na możność dysponowania pieniędzmi zgromadzonymi na rachunku VAT). Przypadek? Może, ale trochę ich za dużo.

Mam na końcu pytanie do kierownictwa resortu: czy zatrudnieni tam od niedawna eksperci mają coś wspólnego z firmami doradczymi, które lobbowały dla „odwróconych” ten przywilej?

Jedno jest pewne: dopóki „odwróceni” będą skutecznie bronić swojej zdobyczy, dopóty na rzeczywistą naprawę tego podatku nie mamy szansy.