„Uszczelnienie” podatku dochodowego od firm jest dużo trudniejsze niż VAT-u.

Tegoroczny wzrost podatkowych dochodów budżetowych w stosunku do lat poprzednich dotyczy na razie tylko podatku od towarów i usług: trochę lepiej jest w podatku dochodowym od osób fizycznych, ale tylko w części obciążającej dochody z tytułu płac i rent – skutek wzrostu wynagrodzeń. W pozostałych podatkach tak samo (czyli źle) albo tylko niewiele lepiej niż w zeszłym roku, który przecież był tak samo zły jak w latach liberałów. Pękł jak bańka mydlana mit, że wzrost popytu w wyniku programu 500+ przyniesie również wyraźny wzrost wpływów podatkowych z akcyzy i podatku dochodowego od działalności gospodarczej. Pamiętamy wyjątkowo prymitywne prognozy, że „dodatkowe pieniądze ludzie wydadzą na wódkę i papierosy”. Jak wydać nie wydali a obiektywny wzrost popytu na towary i usługi konsumpcyjne nie spowodował w 2016 ani w tym roku pozytywnego skutku fiskalnego z tytułu opodatkowania dochodów z działalności gospodarczej. Daje się zaobserwować pewien przyrost wpłat tzw. ryczałtowców, ale to w sumie marginesowy problem fiskalny.

Zadajmy więc pytanie: dlaczego wzrost popytu konsumpcyjnego, który daje efekty fiskalne w podatku od towarów i usług, nie poprawia tzw. ściągalności (niezbyt mądre określenie – tu nikt niczego nie „ściąga” – podatnicy płacą sami tyle ile chcą) podatków dochodowych, a zwłaszcza podatku dochodowego od osób prawnych? Odpowiedź jest mimo wszystko dość prosta: podatnicy od ponad dziesięciu lat nauczyli się nie płacić tego podatku i ci, którzy chcą – uciekają od opodatkowania, również działalności handlowej. W związku z tym, że mamy wręcz patologiczną strukturę tego rynku, gdzie po ćwierćwieczu „liberalnej niepodległości” nawet na wsiach w dużej części wyniszczono drobny, rodzinny handel, a korzyści z tego tytułu przejęły duże, „międzynarodowe” struktury gospodarcze, którym – jak wiemy – wolno nie płacić podatku dochodowego. Obraz tego podatku malowany strukturę wpływów już od lat ten sam:

–        duże, wielopodmiotowe struktury, złożone głównie z podatników podatku dochodowego od osób prawnych, nauczyły się unikać tego podatku lub minimalizować jego wysokość i dobrze wiedzą, że nikt im nie będzie w tym przeszkadzać,

–        małe i średnie firmy, podlegające z reguły podatkowi dochodowemu od osób fizycznych, znacznie częściej faktycznie płacą ten podatek i stanowi on dużo wyższy odsetek ich przychodów niż w pierwszej grupie, lecz i do nich zapukali w ciągu ostatnich lat ważni „optymalizatorzy” (upowszechnienie tzw. spółek cypryjskich nawet w małym biznesie), co spowodowało i dalej będzie powodować realny spadek opodatkowania.

Mówiąc najprościej: ucieczka od podatku dochodowego od działalności gospodarczej jest w Polsce relatywnie prosta i raczej bezkarna. Sprzyja temu:

–        brak obowiązku składania zeznań z tytułu zaliczek na ten podatek (historyczny błąd ustawodawcy),

–        niewielkie zainteresowanie (brak zainteresowania?) „działalnością optymalizacyjną” w dużych strukturach gospodarczych ze strony organów skarbowych,

–        zbyt duże wpływy w zagranicznego biznesu w systemie politycznym: im urzędnicy skarbowi „nie podskoczą”.

Dochody budżetu państwa z podatku dochodowego od osób prawnych (bez udziałów we wpływach jednostek samorządu terytorialnego) zaplanowano na ten rok na dość skromny pozornie około 29,8 mld zł. W przypadku podatku dochodowego od osób fizycznych plan dochodów wynosi 51 mld zł. Są to niewielkie przyrosty nominalne w stosunku do roku zeszłego, ale realnie jesteśmy w głębokim, liberalnym marazmie. Biorąc pod uwagę przedstawione publicznie szacunki tzw. luki podatkowej w podatkach dochodowych, budżet państwa mógł otrzymać w tym roku więcej o co najmniej kilkanaście mld zł. Na razie nic nie zapowiada tu sukcesu. Na resort finansów raczej nie należy liczyć, bo co prawda przygotowano projekt nowelizacji ustaw o podatkach dochodowych, lecz zaproponowane przepisy dadzą władzy większe możliwości tylko jako działania ex post, a one nie nigdy nie przynoszą realnych pieniędzy: uwikłają władze w wieloletnie spory, które w najlepszym przypadku skutkują powstaniem dużych, ale za to nieosiągalnych zaległości podatkowych. Można tu co najwyżej liczyć na działania prokuratury: faktura wystawiona przez podmiot wykreowany tylko po to, aby „zoptymalizować obciążenia podatkowe” w innym podmiocie, ma z reguły cechy przestępstwa o którym mowa w art. 270a Kodeksu karnego. Gdyby prokuratorzy chcieliby się zająć strukturami optymalizacyjnymi na szybki wzrost dochodów budżetowych nie musieliby długo czekać: zadziałaby efekt prewencji, bo nikt takiej faktury nie będzie chciał wystawić, ani zaakceptować. Patologia polskich podatków dochodowych daje jednak tak wielu możnych beneficjentów – ponoć luka w podatku dochodowym od osób prawnych wynosi ponad 40 mld zł, że odebranie im tak wielkich korzyści raczej jest mało prawdopodobne.