„Wolne media” czyli o grożącej nam kolejnej grabieży

W związku z ewentualnym (nie)odnowieniem koncesji dla jednej z amerykańskich stacji telewizyjnych lobbyści tej firmy odmieniają przez wszystkie przypadki dwa wyrazy: „wolne media”. Strategia lobbingowa nie jest nachalnie skomplikowana: Polska musi udzielić tej koncesji, bo ta firma reprezentuje „wolne media” i to jest jedyną i wystarczającą przesłanką wydania tej decyzji nawet niezgodnie z prawem. Musi jednak coś być na tak zwanej rzeczy, bo po pierwsze lobbyści musieli zaangażować duże nazwiska prawnicze aby głosiły, że udzielenie tej koncesji jest prawnie dopuszczalne (gdyby nie było prawnych wątpliwości nikt nie wydałby pieniędzy na takie ekscesy) a po drugie, koncesja może być udzielona firmie z Europejskiego Obszaru Gospodarczego a Stany Zjednoczone chyba (o ile nic się od wczoraj nie zmieniło) nie należą do tej organizacji, a właśnie ambasada tego kraju lobbuje za udzieleniem tej koncesji. Mówiąc najprościej: gdy polskie władze ugną się pod tym lobbingiem będziemy mieli w Polsce „wolne media”, a jak nie, to będą niewolne.

Należy więc poddać analizie treści przekazywane przez tę stację aby dowiedzieć się kiedy owe media są wolne. Nie będę analizował informacji sportowych podanych przez tę stację, bo się na tym nie znam. Coś tam wiem natomiast na temat podatków, więc muszę poprawnie zinterpretować, co charakteryzuje ów „wolny przekaz”. Też nie jest on zbyt skomplikowany – stacja ta kwestionując fakty masowych wyłudzeń naszych pieniędzy, które rozpoczęto po naszym wejściu do Unii Europejskiej przy pomocy wspólnotowych podatków (straciliśmy coś około 400 mld zł), chroni a nawet chwali polityków odpowiedzialnych za tę grabież oraz atakuje tych, którzy (nawet słowem) przeszkadzali w tej grabieży (oczywiście byłem przedmiotem ich agresji, co odnotowuję z satysfakcją). Czyli wolne media są wtedy, gdy nie negują lub bagatelizują podatkowe sposoby okradania Polski i Polaków.

Obecnie trwa kampania lobbystów, mająca uzasadnić kolejną grabież: tym razem idzie o dużo większe kwoty (300 mld ale dolarów), a pretekstem jest jakieś mienie bezspadkowe (nie ma czegoś takiego), które w dodatku musimy oddać komuś, kto nie jest spadkobiercą. Tu też logika interesariuszy nie jest nawet poprawna formalnie: skoro (ich zdaniem) to jest „mienie bezspadkowe”, to nikt nie ma doń praw, więc Ci, którzy roszczą sobie do niego prawa są z definicji uzurpatorami. Głównym orędownikiem narzucenia Polsce i Polakom tego haraczu są rządy państwa Izrael (a wiemy, że jakakolwiek krytyka tego państwa jest „antysemityzmem”) i nasi dobrzy znajomi ze sprawy tefałenu, czyli Stany Zjednoczone. Wiemy również, że postawa chyba wszystkich (bez wyjątku?) polskich obywateli w tej sprawie jest jednoznaczna: „wypierdać”. Więc media, które uczestniczą w lobbingu tych interesariuszy (są „wolne”, bo sprzyjają wyciąganiu od nas pieniędzy) wymyśliły sobie „zagrożenie rosyjskie”, którym straszy się Polaków. Ich „logika” też nie jest zbyt skomplikowana: Rosja nam (jakoby) zagraża, a obronić nas mogą tylko Stany Zjednoczone, a za obronę trzeba zapłacić nie tylko kupując jakieś bardzo drogie samoloty, ale również płacąc ten haracz. Wiadomo wolność i niepodległość nie ma ceny.

Mamy być po raz kolejny trybutariuszem, który musi płacić bogatszym od siebie. Wszystkie stacje oraz gazety, które straszą nas „zagrożeniem rosyjskim”, oczywiście też zasługują na miano „wolnych mediów”, bo przybliżają nas,  nawet pośrednio, do kolejnej grabieży naszego majątku.

Czy „wolne media” dobrze spełnią swoją rolę i zapłacimy ten haracz? W końcu kilka razy się to udało, dlaczego teraz lobbing ten miałby być nietrafioną inwestycją?

Polacy w większości nie wierzą w sukces „wolnych mediów”. Z czego wnoszę tę diagnozę? Z masowych zachowań o charakterze inwestorskim. Rosną ceny nieruchomości w Polsce a Polacy masowo kupują mieszkania i ziemie. Gdyby obawiali się sukcesu „wolnych mediów”, robiliby coś odwrotnego: wyprzedawali nieruchomości i wywozili pieniądze za granicę (ciekawe którą?).